Mimo upływu wieków kultura patriarchatu zaskakująco wolno przechodzi do historii. Dr Łucja Morawska,  profesor nadzwyczajny na American International University of Richmond, wykładowca na University of Huddersfield, Leeds Beckett University i Richmond, postanowiła przybliżyć nam historię nocy poślubnej na przestrzeni wieków. Zachęcamy do lektury.

Noc poślubna współczesnym nowożeńcom kojarzy się głównie z bolącymi od tańca stopami, ulgą z powodu zrzucenia sukni ślubnej czy garnituru oraz pospiesznie skradzionymi godzinami snu nim rozpocznie się poprawinowa zabawa. Dziś już chyba prawie nikt nie postrzega nocy poślubnej jako momentu inicjacji życia intymnego. Ot, noc poślubn to noc po rzeczonym ślubie, religijnym czy świeckim, jednakowoż odarta z sekretów czy lęków, które często towarzyszyły naszym babkom i prababkom. Od starożytności noc poślubna była, aż do czasów niemal współczesnych, swoistym rytuałem przejścia, inicjacją nowego  rozdziału życia, zwłaszcza dla kobiet. Wejście w związek małżeński nie oznaczało bowiem jedynie zmiany statusu społecznego czy przynależności rodowej, ale również nadawało kobiecie rolę reprodukcyjną. Ta ostatnia poprzez rytuał zaślubin i nocy poślubnej nabierała poniekąd mocy prawnej. Dzieci narodzone z usankcjonowanego związku stawały się wszak dziedzicami krwi, historii rodziny, ziemi, majątków, tytułów, przywilejów, ale i obowiązków. Seks przestawał zatem być porywem ciała i namiętności, a stawał się, nomen omen, obowiązkiem małżeńskim i prawnym. Początkiem tej powinności była właśnie noc poślubna.

Babiloński szał ciał

W starożytnym Sumerze, najstarszej znanej nam cywilizacji, której korzenie sięgają szóstego tysiąclecia przed naszą erą, małżeństwo było aktem prawnym. Związki aranżowane były raczej normą niż wyjątkiem, a państwo młodzi nierzadko po raz pierwszy spotykali się dopiero na ślubnym kobiercu. Kawalerowie mogli także zakupić przyszłą pannę młodą na aukcji. Co ciekawe, proceder ten nie miał nic wspólnego z niewolnictwem i miał raczej służyć wyborowi ‘najlepszej partii’. Opis babilońskiej aukcji panien młodych znajdziemy choćby w kronikach Herodota.
Kobieca cnota była w najwyższej cenie i znaczyła bodaj więcej niż wnoszony przez nią do małżeństwa majątek. Oczekiwano zatem, że noc poślubna przyniesie utratę dziewictwa i zaowocuje potomstwem. Dla Sumeryjczyków i Babilończyków seks podczas nocy poślubnej był koniecznym aktem wiążącym umowę małżeńską. Opisy życia intymnego młodych małżonków w starożytnej Mezopotamii z pewnością wywołałyby jednak szkarłatny rumieniec na twarzach naszych babć, a może i mam. Czytamy bowiem w nich o niezwykłych pozycjach seksualnych: ‘na stojąco’, ‘na krześle’, ‘od tyłu’, ale również o seksie analnym oraz o mężczyznach ‘przyjmujących rolę kobiety’. Nie stroniono również od stosunków w miejscach publicznych: gajach, dachach domostw czy nawet progach i ulic. Seks, także seks nowożeńców, postrzegany był jako coś zupełnie naturalnego i pozbawionego tabu. Porównywano go do jedzenia – koniecznej przyjemności. Meandry życia intymnego znane były przyszłym małżonkom, a od intymności oczekiwano przyjemności, która zaowocować miała licznym potomstwem. Nie można jednak zapominać, że naczelnym celem pożycia małżeńskiego było posiadanie dzieci.

Pod osłoną nocy

W starożytnej Grecji istniało gro rytuałów ślubnych różniących się w zależności od regionu. Źródłem konsternacji, zwłaszcza dla współczesnych mogą być tradycje nocy poślubnej i ceremoniału zaślubin praktykowane przez Spartan. Dla Ateńczyków uprzywilejowana (z ich punktu widzenia) pozycja kobiet w spartańskim społeczeństwie była trudna do zrozumienia i zaakceptowania. Spartańskie kobiety nierzadko określane były mianem ‘nienaturalnych’, ‘wyrodnych’ a słynny filozof, Arystoteles winił je nawet za upadek Sparty. A wszystko dlatego, że cieszyły się one dużą swobodą społeczną. Od najmłodszych lat aktywnie towarzyszyły chłopcom w zabawach, zawodach sportowych, wyścigach konnych czy wydarzeniach publicznych. Ponieważ społeczność wolnych Spartan była znacząco ograniczona i w czasach świetności (era słynnego Leonidasa) liczyła zaledwie około 8,000 mężczyzn i przypuszczalnie tyle samo kobiet, większość obywateli Sparty znała się choćby z widzenia. W takich warunkach niemożliwością niemal było zaaranżowanie małżeństwa między obcymi. Można przypuszczać, że wielu przyszłych małżonków znało się z licznych i niezwykle popularnych w Sparcie potyczek sportowych lub też na skutek koligacji rodzinnych. Tym bardziej zaskakujący w formie był zatem rytuał nocy poślubnej. Podobnie jak w innych miastach – państwach starożytnego Peloponezu, tuż przed zaślubinami kobiety poddawano rytualnym ablucjom, a następnie Spartankom golono głowy. I choć samo obcinanie włosów towarzyszyło, a nawet wciąż pojawia się (na przykład, w chasydzkim judaizmie) w wielu kulturach na przestrzeni wieków, spartańskie panny młode na spotkanie małżonków ubierano w strój chłopca, a następnie prowadzono do całkowicie ciemnego pokoju. Tamże, pan młody, który niemal zawsze był w wieku bardzo zbliżonym do swojej wybranki, co również odróżniało spartańskie małżeństwa od ateńskich, brał sobie żonę’ pod osłoną nocy. Po spełnionym obowiązku mężczyzna zobowiązany był wrócić do koszarów, gdzie mieszkał na stałe aż do zakończenia wieloletniej służy wojskowej. W międzyczasie majątkiem, domostwem i potomstwem zarządzała żona, do której w ramach nocnych eskapad zakradał się mąż. Można domniemywać, że w czasach pokoju małżonkowie spędzali ze sobą znacznie więcej czasu, także w ciągu dnia, zwłaszcza jeżeli rodzinne domostwo znajdowało się w obrębie miasta.
Przypuszcza się, że panna młoda tradycyjnie przebierana była za chłopca, aby w symboliczny sposób pokazać panu młodemu, iż jej kobiecość nie zagraża jego męskości, a żona staje się dla niego kompanem niczym z wojskowych baraków. Zaiste, małżeństwa spartańskie oparte były na większej równowadze sił i wpływów niż choćby ateńskie. Związki nieletnich dziewcząt były wręcz niespotykane. Uważano, że kobieta musi być pełnoletnia, aby czerpać przyjemność z intymności w małżeństwie i ,tym samym, urodzić zdrowe dzieci.

Sprawa wagi państwowej

Zygmunt Gloger – Encyklopedia staropolska ilustrowana

Noc poślubna w średniowiecznej Europie nie należała do rzeczy prostych zwłaszcza wśród wyższych warstw społecznych. Otaczało ją wiele mniej lub bardziej religijnych rytuałów a państwo młodzi, jeśli nawet nie spotkali się na ślubnym kobiercu po raz pierwszy lub drugi w życiu, narażeni byli na ciągłą obserwację i brak prywatności. Ten ostatni towarzyszył im nawet w małżeńskim łożu. Związek małżeński, zwłaszcza ten monarszy, nie był bowiem kwestią miłości a sprawą wagi państwowej, nad która od swatania poprzez zaręczyny aż po ślub i noc poślubną pracowały setki a może i tysiące ludzi. Noc poślubna miała być publicznym, a jakże, przypieczętowaniem politycznego sojuszu rodzin i państw. Nic dziwnego, że cała procedura włącznie z ‘pierwszym razem’ małżonków była ściśle określona i nadzorowana. I tak Zygmunt Stary, zwany jeszcze wówczas Jagiellończykiem, po dwóch dniach wesela mógł w końcu udać się do komnaty ślubnej z Bona Sforzą. Towarzyszył im orszak złożony z dworzan, zagranicznych gości, ambasadorów oraz duchowieństwa na czele z biskupem krakowskim, który pobłogosławić miał młodą parę i ich łoże. Ucztę weselną kontynuowano zasiadając wokół posłania, na którym małżonkowie usytuowani byli po przeciwnych stronach. Jak można sobie wyobrazić, podczas parodniowego wesela pochłaniano ogromne ilości jedzenia i trunków oraz tańczono do upadłego. Nic dziwnego, że noc poślubna dla większości maratonem namiętnych uniesień nie była, nawet jeśli państwo młodzi darzyli się sympatią i wzajemnym upodobaniem.
Konsumpcja związku była jednak kluczowym elementem zaślubin i kontraktu małżeńskiego. Na brytyjskich dworach dokonywano oficjalnej inspekcji prześcieradeł, na których poszukiwano śladów defloracji. Co gorsza, w czasach Tudorów towarzysze procesji ślubnych ociągali się z opuszczeniem komnaty małżeńskiej, aby dostarczyć później dowodów na monarszy ‘pierwszy raz’. W poszukiwaniu ‘świadectwa’ zaglądano do łożnicy lub podsłuchiwano młodą parę zza zaciągniętych kotar łoża.

Uciekające panny młode 

Franz Xaver Winterhalter – Royal Collection RCIN 405413, Praca własna, user:Rlbberlin

Czasy bardziej nam współczesne, obfitujące w rewolucje technologiczne, naukowe i społeczne, jak choćby w 19-stym wieku, niekoniecznie zaowocowały diametralną modernizacją rytuałów poślubnych.
W wiktoriańskim Imperium Brytyjskim królowała nie tylko niezłomna Wiktoria, ale również jasno określona etykieta przedmałżeńska i małżeńska. Edukacja seksualna młodych panien zaczynała się dla wielu mniej więcej w dniu ślubu. Prawdziwa dama nie powinna była oczekiwać żadnych uniesień w czasie nocy poślubnej, a jej rozkosze miały zostać ograniczone do przyjaznego uścisku pana młodego. Jeśli okres narzeczeństwa przebiegał zgodnie z zasadami moralnymi i społecznymi, to przyszli małżonkowie znali się dość pobieżnie, głównie z nadzorowanych rozmów przy herbatce  czy spacerów w miejscach publicznych. Tamże, pod ostrzałem wzroku szanownych matron i dystyngowanych gentelmanów, młodzi mogli wymienić się uśmiechami i chwilowymi muśnięciami dłoni. Wszelkie kontakty intymne były stanowczo zabronione, zwłaszcza dla kobiet, które na ślubny kobierzec miały powędrować niewinne i najlepiej nieświadome meandrów pożycia małżeńskiego. Co ciekawe, większość ekspertów od spraw damsko-męskich, głównie mężczyzn, uważała, że wysyłanie niewyedukowanych w sprawach seksu młodych kobiet w objęcia małżonków było zgoła okrutne. Niemniej jednak, co panna młoda powinna usłyszeć, nikt nie śmiał poradzić. Do 1860 roku za prawnie usankcjonowany wiek pełnoletniości seksualnej uznawano 12 lat, w 1875 roku, 13 a w 1885 roku podniesiono go do 16 lat. Nietrudno zatem wyobrazić sobie jak młode bywały wiktoriańskie panny młode, które często wydawano za mąż za znacznie bardziej statecznych i doświadczonych w wielu dziedzinach mężczyzn. Brak edukacji seksualnej, nie w pełni rozwinięta psychofizyczność dziewcząt, wstyd jakim od wieków otaczano kobiecość i patriarchalne tendencje społeczne niewątpliwie w wielu przypadkach prowadziły do seksualnej traumy po nocy poślubnej. Wokół tej ostatniej narastało też mnóstwo stereotypów powtarzanych w wiktoriańskich salonach, zarówno przez panie jak i panów. Zasłyszeć można było pogłoski o dramatycznych ucieczkach panien młodych, mężach usypiających z nudów, damach rozmyślających o glorii i chwale Brytanii, aby utrzymać podniosły stań aktu małżeńskiego czy rakotwórczych skutkach damskich orgazmów. Niestety, niektóre z tych nie mających poparcia naukowego uogólnień trafiały do poradników małżeńskich a nawet rozpraw naukowych.
Błędem byłoby jednak sądzić, że kobiety nie czerpały przyjemności z nocy poślubnej. Przywołana wcześniej królowa Wiktoria napisała w swoim pamiętniku, że pierwsze chwile w łożu z księciem Albertem były zaiste namiastką nieba, przeżyciem zgoła cudownym. Przyszli małżonkowie a jednocześnie kuzynowie spotkali się po raz pierwszy, gdy Wiktoria miała 17 lat.  Była to miłość od pierwszego wejrzenia (co w owych czasach należało wśród monarchów i arystokracji raczej do rzadkości), która zaowocowała dziewięciorgiem potomstwa. 

Dwudziesty wiek przyniósł znaczną liberalizację seksualną wynikająca zarówno ze zmian światopoglądowych jak i rozwoju antykoncepcji, zwłaszcza pigułki antykoncepcyjnej. Ta ostatnia po raz pierwszy w historii oddała kontrolę nad rozrodczością w ręce kobiet przesuwając często tym samych moment inicjacji seksualnej poza obręb małżeństwa. W efekcie rytuały nocy poślubnej, zwłaszcza w kulturach cywilizacji łacińskiej, zatraciły swoje pierwotne znaczenie, lub zostały kompletnie wyrugowane. Dziś ciężko byłoby nam wyobrazić sobie noc poślubną z prawie (lub całkowicie) obcym partnerem, niemal publiczny ‘pierwszy razy’, czy golenie kobiecych głów. Ba! Wielu z nas wybiera związki nieformalne, w których tradycyjna i prawnie wiążąca forma konsumpcji związku nie istnieje. A jednak, rytuały nocy poślubnej nie przestają fascynować i ciekawić. Być może dlatego, że skrywają w sobie tajemnice większe niż same obrządki, sekrety pierwszego intymnego spotkania, pragnienia cywilizacji, normy społeczne, granice kulturowe a także oblicza miłości. 

O autorze: 

Dr hab. Łucja Morawska – historyk i kulturoznawca. Po ukończeniu studiów doktoranckich w Wielkiej Brytanii rozpoczęła pracę jako wykładowca na University of Huddersfield, a następnie podjęła współpracę wykładowczą z Leeds Beckett University i Richmond. Na American International University of Richmond pracuje jako Associate Professor. Wykłada przedmioty z zakresu historii (historia współczesna Europy i Wielkiej Brytani) oraz filozofii i kulturoznawstwa. Jest autorem tekstów naukowych z dziedziny historii kultury, a doświadczenie badawcze zdobywała w ramach wielomilionowych projektów badawczych i stypendiów. 

 

Leave a comment