Zapraszamy na cykl zwierzeń anonimowego ratownika medycznego, który w ramach zwiększania świadomości społecznej na temat pracy w służbie zdrowia, w dość humorystyczny sposób, co jakiś czas, będzie opowiadał o swoich najciekawszych przygodach podczas pełnienia służby.
” Pamiętam, jakby to było dzisiaj. Dyżur nocny, jest około godziny dwudziestej drugiej, pełnię służbę z kolegami. Rozmawiamy. Nagle usłyszeliśmy sygnał alarmujący do wyjazdu.
Czytam na tablecie : “ (…)przytomna, spadła z krzesła, leży, nie może się sama poruszać. Lat 80”.
Natychmiast jedziemy na miejsce zdarzenia. Tym razem to blok mieszkalny, trzecie piętro. Bierzemy plecak i idziemy na górę. Dzwonimy, pukamy, po chwili otwierają się drzwi, a w nich ukazuje się uśmiechnięta starsza pani poruszająca się o własnych siłach.
Bardzo nas to zaskoczyło.
– Chodźcie, chodźcie, nie mogłam się doczekać. Proszę, siadajcie. – Powiedziała nasza pacjentka.
Otwieram plecak, by zbadać kobietę, ale ona mówi, że nie trzeba.
Pytam więc o cel wizyty:
– Czy naprawdę spadła pani z krzesła? Dlaczego zgłosiła pani dyspozytorowi, że nie może się pani poruszać?
Pacjentka odpowiada, że ma problem i pokazuje rozsypane tabletki na stole.
– Miałam poukładane tabletki na cały tydzień, ale mi się pomieszały, ponieważ niechcący zawadziłam dłonią. – Odpowiedziała.
No niestety, jest to nieuzasadnione wezwanie. – Odpowiadam. Jesteśmy od ratowania życia, a nie od układania pomieszanych tabletek.
Mimo tego starsza pani tak bardzo nas prosiła o pomoc, że zdecydowaliśmy się spełnić jej życzenie. Całe szczęście, iż miała rozpisaną kolejność przyjmowania leków z podziałem na dni i godziny.
Zmieszane tabletki zostały zutylizowane, a pacjentce posegregowaliśmy leki na nowo – zgodnie z rozpiską. Na koniec zbadaliśmy kobietę. Wszystkie parametry życiowe były w normie.
Starsza pani była bardzo wdzięczna za pomoc. Po chwili dodała:
– Panowie, naprawcie mi jeszcze radio? Ostatnio bardzo trzeszczy.
Poinformowaliśmy ją, że na takich naprawach my się nie znamy i wróciliśmy do karetki z uśmiechem na twarzy. Pozostało nam jeszcze wydrukowanie karty medycznej czynności ratunkowych dla tej pacjentki i powrót do stacji pogotowia.
Pozwoliliśmy sobie na tę rodzaju pomoc staruszce, tylko dlatego, że w tym samym czasie nie było innych wezwań karetki.
Pracuję w zawodzie 15 lat i bardzo często jestem pytany, dlaczego ratownicy jadą tak długo do potrzebującej pomocy osoby. Rozumiem ich pytania z pretensją w głosie. Już odpowiadam: karetki nie zawsze są dostępne. Po tym zdaniu pada kolejne, znamienne pytanie: dlaczego? Znowu odpowiem. Tym razem pretensję w głosie będę miał ja: karetki często nie są dostępne, ponieważ są wzywane do pijaczka leżącego na ławce, którego musimy obudzić, zgodnie z prawem zbadać, choć woń alkoholu czuć, zanim wysiądziemy z samochodu, i czekać na policję lub straż miejską, by mogli zawieźć go na izbę wytrzeźwień. To nie my się ociągamy. To prawo z nas kpi. Na każde zgłoszenie musimy zareagować, ale są alkoholicy, do których jeździmy regularnie. Dobrze ich znamy. Niestety to nie wszystko. Bywa, że jesteśmy wzywani do kobiet z bolesną miesiączką, do gorączki w wysokości 38 stopni, do zerwanego paznokcia, do lekko przeciętego palca albo do pacjentów, którzy nagle czują niepokój. To są powody, dla których do ludzi z zawałami lub udarami czasami nie zdążymy dojechać “.
Opowiadał Ksiądz Robak – anonimowy ratownik medyczny