Niedawno pisaliśmy o toksycznych teściach. Całość artykułu znajduje się TUTAJ. Tekst ten, stworzony przez wykwalifikowaną terapeutkę zajmującą się toksycznymi relacjami, Zuzannę Kuhl, wywarł ogrom emocji u wielu czytelników, a na facebookowych grupach poświęconych toksyczności powstało wiele dyskusji i zwierzeń na temat swoich przeżyć z manipulatorami.

Do redakcji napisano sporo wiadomości z prośbą o stworzenie artykułu także o toksycznych synowych i zięciach. Poniżej zamieszczamy jeden z wielu listów, jakie otrzymaliśmy od różnych czytelników. 
Przeczytałam tekst o toksycznych teściowych. Może napiszecie o toksycznych synowych czy zięciach? Nie kontaktuję się z synem i jego rodziną, bo synowa mu na to nie pozwala. Nie życzy sobie również kontaktów z moim byłym mężem. Mnie wystarczyło jej zachowanie podczas kilku wizyt, nawet u nowo narodzonej wnuczki. Traktowanie z góry, oschłe i bez jakiejkolwiek serdeczności, proszenie się o zdjęcia maleństwa. Koniec końców zdobywanie ich poprzez Instagram, aż mnie zablokowała. Syn mógł się ze mną kontaktować tylko w drodze do lub z pracy. Teraz wymyśliła sobie wyjazd na stałe do Danii do jej ojca. Są tam już trzeci miesiąc. Syn nie może znaleźć odpowiedniej pracy i wiem z opowieści jego znajomych, że się tam przynajmniej zawodowo męczy. Synowa co chwilę z prawie trzyletnią wnuczką przyjeżdża do Polski do swojej matki, bo mała podobno co chwilę chora. Mój były mąż dostał burę od synowej przez telefon, że nie życzy sobie jego wizyt i zabierania czasu synowi. Nie mógł się z nim spotkać nawet w jego urodziny. Syn się męczy, ale ma już tak zmanipulowany mózg, że uważa, że jego żona i jej rodzina to najwspanialsi ludzie i odciął się od swojej rodziny. Natomiast ja usłyszałam niedawno, mówiąc, jak mnie to boli psychologowi: czemu panią to martwi? Przecież wychowała pani syna na wspaniałego męża. Toksyczni ludzie wychowują toksyczne dzieci.” – mój syn ma toksycznych teściów, a ja mam toksyczną synową. Szanuję wszystkich ludzi, siebie również. Potrafię stawiać granice i znam swoją wartość. Nie wchodzę z butami tam, gdzie mnie nie chcą, ale serce matki boli, jak jej dziecko jest krzywdzone psychicznie przez jedną z najbliższych mu osób. Napiszcie o toksycznych synowych i o tym, jak sobie mają z tym radzić osoby wysoko wrażliwe i kulturalne.”.
Zuzanna Kuhl, psychoterapeutka, odpowiada:
Zuzanna Kuhl, terapeutka
Dysfunkcyjne wzorce przechodzą z pokolenia na pokolenie i niezwykle trudno byłoby znaleźć rodzinę, w której jakaś dysfunkcja nie wystąpiła. Każde kolejne pokolenie mierzy się z bagażem poprzednich i wytwarza własne mechanizmy obronne, które mają pozwolić przetrwać trudy dzieciństwa.  Mechanizmy te najpierw nas chronią, a w dorosłości stają się zarówno źródłem naszych mocnych stron, jak i toksycznych zachowań. Jeśli na przykład w dzieciństwie ulegliśmy parentyfikacji, czyli zamianie ról między rodzicami a dzieckiem (wówczas oczekuje się, że to dziecko przejmie rolę rodzica i to ono będzie się nim opiekowało), mamy tendencję do brania odpowiedzialności za innych. Wymaga to od nas bardzo dużo odporności i psychicznej siły, co zabieramy ze sobą jako mocną stronę w dorosłe życie.  Druga strona tej monety to duża potrzeba kontroli, poczucie, że „wiemy lepiej” niż inni, że powinno być tak, jak my chcemy – i to już jest toksyczne. Praca nad sobą, na przykład w ramach terapii, polega między innymi na odkryciu tych mechanizmów i zobaczeniu obydwu jego stron. Na tym polega odpowiedzialność za własne życie oraz możliwość odzyskania wolności od pokoleniowych naleciałości, z których zazwyczaj nie zdajemy sobie nawet sprawy i które zza kulis rządzą naszym życiem.   Kiedy odkrywamy prawdę o sobie, możemy zdecydować, co jest dla nas wartościowe, a co chcielibyśmy (i powinniśmy) zmienić, żeby nie ranić siebie i innych osób. Na tym polega dojrzałość. W pracy tej bardzo pomagają emocje, zwłaszcza te trudne i nieprzyjemne. Każdy dyskomfort to sygnał, że coś jest nie tak. Np. możemy czuć złość, gdy ktoś przekracza nasze granice i to jest sygnał do ich obrony, natomiast to my decydujemy, czy ten sygnał wykorzystamy.   Jeśli pozostajemy w sytuacji, która jest dla nas niewygodna (czasami osoby trzecie mylnie sądzą, że dana sytuacja jest dla danej osoby właśnie niewygodna lub szkodliwa), robimy to dlatego, że jest to w ogólnym rozrachunku dla nas korzystniejsze, bo np. wyjście z takiej sytuacji wyobrażamy sobie jako przerażające. Zazwyczaj ten strach jest iluzją, która ma zatrzymać nas w tym, co już znamy. Nawet jeśli jakaś sytuacja jest dla nas niewygodna, jest znana, wiemy już jak się w niej poruszać i to jest bardzo ważne dla naszego mózgu, który bardzo nie lubi ryzyka związanego z tym, co nowe i nieznane. Jak widzicie, naszymi zachowaniami rządzi mnóstwo czynników. Opisałam tutaj zaledwie kilka z nich. Najlepiej przyjrzeć się sobie na sesji terapeutycznej, gdzie jak pod mikroskopem mamy szansę zobaczyć swoje mechanizmy i świadomie podejmować decyzje o przyszłości.
Odnosząc się do listu zatroskanej mamy, podkreśliłabym fakt, że syn jest dorosłym człowiekiem, który ma prawo decydować o sobie, a zadecydował, że chce być w obecnej relacji. Zdecydował się na nią, bo musi ona być dla niego korzystna – niekoniecznie toksyczna. Warto zaufać wyborom swoich dzieci. Powinniśmy je także zaakceptować. Im bardziej nie chcemy czegoś zaakceptować, tym bardziej to się umacnia i rośnie w siłę. Dajmy dorosłym osobom samodzielnie kierować własnym życiem, nawet jeśli uważamy, że robią to nie tak, jak my uważamy za słuszne. Syn najlepiej wie, co dla niego jest korzystne.
Próba kierowania życiem innych, zwłaszcza dorosłych osób, to jest właśnie zachowanie toksyczne.
Zamiast wskazywać palcem na zachowania innych, w jasny i zdrowy sposób komunikujmy swoje potrzeby. Nie oczekujmy jednak, że ktoś ma je kategorycznie spełniać, bo nie musi – może chronić swoje granice. Zamiast tego korzystajmy z praw, jakie mamy i o ile je mamy.
Zapraszamy do dyskusji na naszym Facebooku, Instagramie lub bezpośrednio pod artykułem.

 

Leave a comment